Gra w olej

Książki, programy telewizyjne, filmy, czasopisma lub muzyki dzielić, doradca do odkrycia ... Porozmawiaj z aktualnościami naruszające w jakikolwiek sposób econology, środowisko, energia, społeczeństwo konsumpcji (nowe przepisy lub normy) ...
yahi
Rozumiem econologic
Rozumiem econologic
Wiadomości: 115
Rejestracja: 06/04/05, 19:48
Lokalizacja: w pobliżu Nantes (44)




przez yahi » 09/09/05, 19:23

akta Horizon z gazety Le Monde:
<a href='http://www.lemonde.fr/web/sequence/0,2-3230,1-0,0.html' target='_blank'>http://www.lemonde.fr/web/sequence/0,2-3230,1-0,0.html</a>

oto artykuł 1: Rozpoczyna się nowa era:
<a href='http://www.lemonde.fr/web/article/0,1-0@2-3230,36-686145,0.html' target='_blank'>http://www.lemonde.fr/web/article/0,1-0@2-...6-686145,0.html</a>

„Pułkownik” Edwin L. Drake nie miał pojęcia, że ​​27 sierpnia 1859 roku cenna ropa wypływająca z jego odwiertu w Titusville (Pensylwania) zakłóci światową gospodarkę i geopolitykę. Aby stała się „czarnym złotem” dla wszystkich, którzy z niej korzystają i „diabelskim łajnem” dla wszystkich potępionych na ziemi pozbawionych tej renty przez skorumpowane rządy. Po stu pięćdziesięciu latach nieprzerwanego wydobycia i żarłocznej konsumpcji świat wszedł w niepewny okres: przy cenie 70 dolarów za baryłkę cena wzrosła trzykrotnie od 2001 roku, a coraz więcej obserwatorów twierdzi, że świat wkroczył w ropę po wydobyciu ropy.

Rok 2005 był rokiem zmian. Co wydarzyło się tego szalonego lata, kiedy Nymex i IPE, nowojorskie i londyńskie „giełdy” naftowe stanęły w płomieniach? Czy czeka nas remake poprzednich szoków, ze scenariuszem i aktorami odmiennymi od tych z lat 1970.? Kto zyskuje na rosnących cenach? Czy cena czarnego złota może osiągnąć 100 dolarów za baryłkę lub powrócić do 30 dolarów, skoro od stycznia 2004 roku wzrosła już dwukrotnie?

Według definicji odziedziczonej z lat 1970. XX w. szok naftowy to połączenie napięcia na rynkach i kryzysu politycznego na Bliskim Wschodzie, prowadzącego do zakłócenia dostaw. Sekwencja jest wówczas zabójcza: gwałtowny wzrost cen ropy i inflacja, podniesienie stóp procentowych, recesja. Napięcie na rynkach jest, ale amerykańska interwencja w Iraku nie miała recesywnego skutku jak embargo OPEC nałożone na kraje przyjazne Izraelowi (1973), rewolucja irańska w 1979 r. i pierwsza wojna w Zatoce Perskiej w 1991 r. Na razie inflacja pozostaje pod kontrolą, a wzrost jest dynamiczny.

W przeciwieństwie do poprzednich kryzysów „główną przyczyną obecnych cen ropy naftowej z pewnością jest siła popytu” – analizował niedawno dyrektor zarządzający Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW), Rodrigo Rato. I nie ma perspektyw na zmniejszenie tego popytu popyt. Ceny ropy są wysokie i zbliżone do tych z 1980 r. (kiedy przekroczyły 80 dolarów w 2004 r.), ale wynikają z siły amerykańskiego popytu i spektakularnego ożywienia gospodarczego w Chinach w ciągu ostatnich pięciu lat.

„Chiny! Zawsze je oskarżamy, denerwuje Pierre Terzian, dyrektor magazynu Pétrostratégies. Ale to Amerykanie konsumują najwięcej i to zdecydowanie!” Ponad 20 milionów baryłek dziennie – jedna czwarta światowej produkcji – podczas gdy Chińczycy wciąż „spalają” zaledwie 7 milionów. Stany Zjednoczone i Chiny to dwaj „olejoholicy”, których brytyjski tygodnik „The Economist” naszkicował w wydaniu z 27 sierpnia: brzuchaty i syty Wujek Sam oraz smok popijający ropę przez słomę.

Dynamika chińskiego popytu jest jednak zawrotna. Od 2000 r. Państwo Środka wchłonęło znaczną jedną trzecią wzrostu światowej produkcji. Wystarczy spojrzeć na ofensywę koncernów naftowych (PetroChina, Cnooc) na rezerwy firm i krajów w Afryce, Azji Środkowej czy Ameryce Południowej oraz na ich przebijanie cen aktywów kupowanych za granicą, aby przekonać się, że gwałtowne spowolnienie popytu nie jest na jutro.

Znamy zwycięzców tego wielkiego boomu. Kraje produkujące, które dziś zarabiają ponad 2 miliardy dolarów dziennie. Spółki naftowe, których dywidendy nigdy nie były tak duże. Firmy świadczące usługi naftowe, takie jak Halliburton, Schlumberger, Technip, których portfel zamówień wzrósł nieproporcjonalnie. Największe kraje uprzemysłowione, które mają duży wpływ na podatek VAT i podatki od ropy, gdzie mogą stanowić ponad 80% ceny litra na dystrybutorze (jak we Francji). Nie zapominając o funduszach inwestycyjnych, które spekulują za wszelką cenę: prawie jedną czwartą ceny baryłki (tj. 18 dolarów z 70 dolarów) należy przypisać spekulantom, twierdzi niemiecki minister gospodarki Wolfgang Clement.

Przegranych jest nieskończenie więcej. Znajdujemy tam konsumentów, którzy od początku roku doświadczyli blisko 20-procentowego wzrostu cen na dystrybutorze. Francuzi płacą za super 1,45 aż 98 euro, ograniczając siłę nabywczą, która i tak robi niewielkie postępy. Jeśli inflacja nie jest jeszcze odczuwalna, dzieje się tak dlatego, że wiele innych produktów wytwarzanych w „warsztacie świata”, którymi stały się Chiny (odzież, komputery, zabawki, sprzęt AGD itp.), sprzedaje się po niskich cenach. Ceny to rekompensują dodatkowe koszty oleju. Nawet Amerykanie, przyzwyczajeni do taniej benzyny, są dziś zaskoczeni, gdy odkrywają, że galon (3,78 litra) kosztuje ponad 3 dolary – a cena ta prawdopodobnie wzrośnie po tym, jak wiele infrastruktur naftowych zostało wyłączonych z eksploatacji przez cyklon Katrina.

Niewiele osób natomiast zrozumiało skalę tragedii biednych i mocno zadłużonych krajów. Do tego stopnia, że ​​podczas lipcowego szczytu w Szkocji grupa G8 musiała wykonać gest, decydując się na utworzenie specjalnego funduszu mającego złagodzić szok naftowy. Rachunki za energię są jeszcze wyższe, ponieważ ich przestarzały aparat produkcyjny zużywa średnio dwa razy więcej ropy niż bogate kraje przy tej samej produkcji. Przeciętna wydajność, która charakteryzuje dużych konsumentów ropy, takich jak Chiny i Indie.

Czy ceny szybko spadną? „Jest małe prawdopodobieństwo, że ceny ropy naftowej spadną w tym lub przyszłym roku” – odpowiedziało w swoim sierpniowym miesięcznym raporcie Centrum Globalnych Studiów nad Energią (CGES) w Londynie. Chyba, że ​​– zastrzegają eksperci – spadek presji na nasycone obecnie moce produkcyjne i rafineryjne, istotne spowolnienie wzrostu gospodarczego lub ustąpienie niepewności politycznej w niektórych krajach, w szczególności Arabii Saudyjskiej, Iraku, Iranie i Wenezueli. Oczekują zatem, że ropa będzie „powyżej 50 dolarów za baryłkę w 2006 r.”, co również wynika z obsesji gromadzenia zapasów na wypadek silnego uderzenia i „masowych zakupów przez spekulantów”.
Przy 85 milionach baryłek dziennie świat nigdy nie wypompował tak dużo czarnego złota.
Atefa Hassana/Reutersa
O 8:XNUMX e-mailem otrzymasz Check-list, swoją codzienną gazetę poranną.
Subskrybuj Monde.fr: 6 € miesięcznie + oferowane dni 30




Większym optymistą jest Steve Forbes, wydawca tytułowego magazynu. Jego zdaniem zapotrzebowanie Chińczyków i Hindusów na czarne złoto jedynie w niewielkim stopniu przyczynia się do wzrostu cen. „Reszta to czysta bańka spekulacyjna” – powiedział niedawno, zanim przedstawił „odważną prognozę” mówiącą o tym, że cena baryłki „spadnie w ciągu dwunastu miesięcy do 35–40 dolarów”. Komu wierzyć? Tym bardziej, że wiosną 2005 roku dwie instytucje finansowe mocno zainwestowane w sektor naftowy również przedstawiły radykalnie rozbieżne prognozy: kiedy Goldmann Sachs przewidywał w nadchodzących miesiącach cenę baryłki na poziomie 105 dolarów, Merill Lynch liczył na załamanie cen.

Kto może przewidzieć ewolucję cen czarnego złota w ciągu pięciu lub dziesięciu lat? Szybki rzut oka na ich ewolucję w ciągu ostatnich stu pięćdziesięciu lat (patrz wykres) pokazuje, że od stulecia były one absurdalnie niskie. Szkoda paliwa kopalnego, którego powstanie zajęło miliony lat i którego zużyliśmy już w 30–50%! Według tej geologicznej miary produkty rafinowane są równie tanie. Nawet za ponad 3 dolary za galon benzynę „daje się” w Stanach Zjednoczonych (ze względu na niskie podatki). Ale który polityk byłby na tyle szalony, aby opodatkować amerykański styl życia? Samochody 4x4 i inne pojazdy typu SUV mają przed sobą świetlaną przyszłość.

Horyzont produkcji za kilka lat nie jest wyraźniejszy. Czyja to wina ? Zachodnie główne firmy (ExxonMobil, BP, Total, Eni...) i krajowe firmy (Saudi Aramco...) zamknięte dla inwestorów zagranicznych. Nie zainwestowali wystarczająco dużo w działalność poszukiwawczo-wydobywczą. Rosja oskarża obecnie o stagnację w wydobyciu i ryzykuje wydobyciem mniejszej ilości ropy od 2007 roku, ostrzegł niedawno dyrektor generalny Loukoil, pierwszego rosyjskiego koncernu naftowego. Indonezja stała się importerem netto, mimo że u swoich wybrzeży posiada wystarczające rezerwy.

Przyszłość jest obarczona dwiema niewiadomymi: tempem wzrostu konsumpcji i poziomem rezerw. Jak będzie rosnąć popyt ze strony krajów wschodzących Azji i Ameryki Łacińskiej? W stałym tempie, odpowiada MFW. Instytucja waszyngtońska przewiduje, że będą one odpowiedzialne za 75% wzrostu popytu w ciągu najbliższych pięciu lat. W ciągu ostatnich dwóch lat popyt rósł dwukrotnie szybciej niż w poprzedniej dekadzie.

Co może być bardziej naturalnego, analizował niedawno Chip Goodyear, prezes anglo-australijskiego giganta wydobywczego BHP Billiton, skoro „na świecie są miliardy ludzi, którzy dążą do jednej rzeczy, do której jesteśmy przyzwyczajeni, czyli samochodu”.

Perspektywa setek milionów dodatkowych chińskich i indyjskich kierowców zmieniła sytuację, odnosząc się do drugiej niewiadomej w równaniu ropy: rezerw. I jego następstwo, słynny „szczyt ropy”, powyżej którego wydobycie czarnego złota będzie spadać. „Przez dwadzieścia lat wykryte ilości były mniejsze niż zużyte” – zauważa Francuski Instytut Naftowy. Firmy mogą znaleźć od 12 do 15 miliardów baryłek rocznie, według obliczeń CERA, amerykańskiego ośrodka badań nad energią, planeta zużywa 30 miliardów. I nowego El Dorado raczej nie ma, tej mitycznej „innej Arabii Saudyjskiej” dostrzeżonej kilka lat temu po obiecujących odkryciach w Kazachstanie.

W 1956 roku Marion King Hubbert, geolog w firmie Shell, przeciwstawiła się zakazowi swojej firmy i ogłoszeniu, że szczyt amerykańskiej produkcji zostanie osiągnięty w 1970 roku. Historia temu nie zaprzeczyła. A teraz duchy tego awanturnika znów zaczynają nawiedzać świat ropy, gdzie toczy się wojna na szacunki pomiędzy niezależnymi geologami, państwami-producentami i ekspertami firm. Bo przy obecnym zużyciu szczyt zostanie osiągnięty szybciej, niż spodziewają się tego najwięksi optymiści, którzy wyznaczają go na rok 2030. Prezes dużego koncernu naftowego chętnie zwierza się, z dala od mikrofonów, że bez większych odkryć rozpocznie się spadek wydobycia może nastąpić na długo przed datą pierwotnie ustaloną przez ekspertów na 2025 rok.

Czy stepy Azji Środkowej, pustynie Bliskiego Wschodu, strefy równikowe i głębokie oceany zawierają 1 000 miliardów baryłek, jak się powszechnie przyjmuje, czy 3 000, a nawet 4 000 miliardów, jak twierdzi najbardziej optymistyczny pogląd? Ponieważ przejrzystość nie jest główną cnotą świata naftowego, wszystkie te liczby należy zachować ostrożność. Ale euforia lat 1960. opadła. Skandal związany z przeszacowaniem rezerw przez Shell w 2004 r. lub wątpliwości amerykańskiego finansisty Matthew Simmonsa co do 270 miliardów baryłek znajdujących się w posiadaniu Saudyjczyków zachwiały pewnością w świetlaną przyszłość ropy.

„Wkroczyliśmy w erę po wyczerpaniu się ropy” – zapewnił Dominique de Villepin w czwartek 1 września, przedstawiając swój plan ożywienia gospodarczego. Giganci naftowi przewidzieli ten spadek, próbując zatrzeć swój wizerunek osoby zanieczyszczającej środowisko i inwestując coraz więcej w inne paliwa kopalne (gaz) lub energie odnawialne (biopaliwa, wiatr, energia słoneczna). Czy wiemy, że bez sprzeciwu akcjonariuszy nazwa BP nie byłaby już akronimem od British Petroleum, ale od Beyond Petroleum („beyond Oil”). Świat Mad Maxa, w którym gangi zabijają się nawzajem dla ostatnich kropel czarnego złota, nie jest na jutro, ale świat „pułkownika” Drake’a to już zamierzchła historia.

oraz artykuł 2: Nienasycony apetyt Chin:
<a href='http://www.lemonde.fr/web/article/0,1-0@2-3230,36-686982,0.html' target='_blank'>http://www.lemonde.fr/web/article/0,1-0@2-...6-686982,0.html</a>

Scena rozgrywa się w sercu płaskiego bezkresu Mandżurii, pokrytego dywanem tajgi pachnącej już Syberią. Nad promenadą miasta ogromny posąg zamroził w kamieniu grupę bardzo proletariackich „bohaterów”. Torsy nękane są wysiłkiem, twarze uniesione ideałem. Z ciemnego lakieru pokrywającego ciała możemy sobie wyobrazić, jak wychodzą z szybu naftowego, ropy, która niegdyś uczyniła Daqing, odległe miasto w prowincji Heilongjiang (północny wschód), jedną z przemysłowych latarni socjalistycznych Chin.


Tego wiosennego dnia 2002 roku, u stóp tych imponujących postaci, robotnicy demonstrowali. Są pulchne, choć pomarszczone ze starości. Protestują przeciwko warunkom ich przymusowej emerytury. Przed wprowadzeniem na Wall Street ich firma, PetroChina, spółka zależna China National Petroleum Corporation (CNPC), czyści, poleruje okna i wysyła te stare modele mitologii maoistycznej na złomowisko Historii.

Sierpień 2005, Kanton, na drugim (południowym) krańcu imperium. Rozciągające się przed stacjami benzynowymi kolejki samochodów i jednośladów nie mają końca. Wystarczył jeden tajfun, aby przerwać dostawy ropy przepływające przez porty w południowych Chinach. Doszło do starć i pompy musiały zostać wyłączone. Daqing, Kanton: dwie sceny w odstępie trzech lat, które podsumowują chiński dylemat naftowy.

Być może stare konglomeraty przechodzą metamorfozę, ale w kraju zagrażają niedobory, jak nigdy dotąd. Pogłębia się przepaść pomiędzy miejscami wydobycia a ośrodkami konsumpcji. Bo spektakularny wzrost gospodarczy kraju wzmaga żarłoczny apetyt na energię, a w przypadku ropy z każdym dniem w coraz większym stopniu wiąże ją z dostawami zewnętrznymi. Chiny zużywają dziś prawie 7 milionów baryłek dziennie, czyli dwa razy więcej niż dziesięć lat temu. Właśnie pozbawiła Japonię pozycji drugiego co do wielkości konsumenta na świecie, po Stanach Zjednoczonych.

W obliczu wyczerpania się historycznego miejsca Daqing i potencjalnych złóż w Xinjiangu – na Dalekim Zachodzie graniczącym z Azją Środkową – napotykających poważne trudności techniczne w eksploatacji, Pekin nie ma innego wyjścia, jak tylko pozyskać rynek międzynarodowy.

Od 1993 roku Chińczycy – którzy nadal zużywają 40 razy mniej na mieszkańca niż Amerykanie – są importerami netto ropy naftowej. Jest to rewolucja strategiczna dla narodu o skrupulatnym patriotyzmie, ukształtowanym pod rządami Mao w szkole samowystarczalności. Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej (IEA) zakupy za granicą stanowią 40% jej zapotrzebowania, a odsetek ten ma wzrosnąć do 80% około 2030 r. Taka żarłoczność w oczywisty sposób przyczynia się do wzrostu cen na rynku międzynarodowym, ponieważ jedna trzecia dodatkowego światowego popytu pochodzi z Chin.

Ta nowa sytuacja wymaga od Pekinu radykalnego przemyślenia swojej polityki energetycznej, w przeciwnym razie istnieje ryzyko osłabienia jej dynamiki. W krótkim okresie rosnące ceny mają tendencję do destabilizacji krajowych obwodów dystrybucyjnych. Letnie braki w Kantonie ilustrują aż do absurdu dysfunkcje systemu barokowego, w którym współistnieją plan i rynek. Choć największe koncerny naftowe – PetroChina, Sinopec, Cnooc – są narażone na wahania na rynku międzynarodowym, ich rentowność jest zagrożona przez ceny benzyny na stacjach, zamrożone przez państwo ze względu na „stabilność społeczną”.

W Chinach inflacja w miastach jest najeżona politycznym niebezpieczeństwem – pekińską wiosnę 1989 r. podsyciła złość z powodu rosnących cen – a rząd centralny stara się unikać przenoszenia rosnących cen towarów na konsumentów. Problem w tym, że PetroChina, Sinopec i Cnooc są notowane na zagranicznych rynkach finansowych i muszą odpowiadać przed swoimi akcjonariuszami. Firmy, czując się pokrzywdzone, niechętnie zaopatrują stacje paliw. Pośpiesz się. Przegrzanie wymaga od Pekinu jak najszybszego podjęcia decyzji: społeczne ryzyko inflacji czy przemysłowe ryzyko niedoborów.

W dłuższej perspektywie zagrożenie dla Chin ma charakter strategiczny. Dwie trzecie importu ropy pochodzi z Bliskiego Wschodu, a odsetek ten również z czasem będzie rósł. Niefortunne ograniczenie: region jest niestabilny, a to czarne złoto korzysta ze szlaków morskich – 12 000 km oddzielających Cieśninę Ormuz od Szanghaju – kontrolowanych przez Marynarkę Wojenną Stanów Zjednoczonych lub opanowanych przez piratów po stronie Cieśniny Malakka. Chiny bardzo źle doświadczają tej nowej luki. Jego niepokój wynika ze scenariusza konfliktu zbrojnego wokół Tajwanu, który przyspieszy wojnę ze Stanami Zjednoczonymi. W takim przypadku Marynarka Wojenna USA byłaby w stanie zablokować szlaki morskie sprowadzające ropę z Bliskiego Wschodu do Chin i tym samym zahamować jej rozwój. Hipoteza ta była obsesją strategów PRL.

Jak udaremnić niebezpieczeństwo? Pierwsza ścieżka polega na zapewnieniu krajowi rezerw strategicznych, które dziś prawie nie istnieją. W sierpniu w Ningbo, niedaleko Szanghaju, rząd właśnie zakończył budowę pierwszego z trzech składowisk mających zapewnić krajowi autonomię w zakresie zużycia energii przez 90 dni do 2015 r. Równolegle podejmowane są wysiłki mające na celu poprawę efektywności energetycznej . Marnotrawstwo pozostaje regułą w kraju, który aby wyprodukować dolara wartości dodanej, zużywa trzy razy więcej energii niż średnia światowa. W miarę eksplozji floty samochodowej chińskie pojazdy spalają od 20% do 30% więcej benzyny niż modele zagraniczne.

Trzecie pole do zbadania: dywersyfikacja źródeł energii. Według Kang Wu, badacza z East-West University of Honolulu (Hawaje), chińskie równanie energetyczne powinno zostać skorygowane do 2020 roku: udział węgla nieznacznie spadnie, pozostając dominującym (57,5% wobec 68,4% obecnie), udział węgla ropa naftowa pozostanie stabilna (25,4% wobec 25,7%), ale wzrosną ceny gazu ziemnego (10% wobec 3%), hydroenergetyki (3,9% wobec 2,3%) i energii jądrowej (3,2% wobec 0,7%). %). W przypadku „czystego węgla” gaz ziemny jest przedstawiany jako strategiczna alternatywa: ma tę zaletę, że jest dostępny w Azji, a tym samym pozwala uniknąć udręczonej geopolityki Bliskiego Wschodu.
Wreszcie czwarta parada: dywersyfikacja krajów dostawców w celu zniszczenia zależności. Od końca lat 1990. chińskie koncerny naftowe agresywnie eksplorują planetę i kupują bardzo drogie aktywa, co doprowadziło do zachwiania geopolityki naftowej. Wkraczając aż do Afryki lub Ameryki Łacińskiej, Pekin wykazuje nielakierowaną petrodyplomację do tego stopnia, że ​​zagraniczne trasy chińskich hierarchów płynnie podążają za mapą węglowodorów. A priori Rosja i Azja Środkowa są za, ponieważ oferują im mniej niepewne dostawy kontynentalne, to znaczy mniej kontrolowane przez Amerykanów. Region stał się obecnie areną „wielkiej gry” nowego typu.

Chiński aktywizm w tworzeniu Szanghajskiej Organizacji Współpracy (CSO), a forum regionalne zgrupowanie sześciu państw strefy Azji Centralnej (Chiny, Rosja, Kazachstan, Uzbekistan, Tadżykistan i Kirgistan), nie jest niewinne. Częściowo można to wytłumaczyć troską o zabezpieczenie korytarzy łączących Morze Kaspijskie z zachodnimi Chinami, co jest grą wpływów sprzedawaną krajom skrzyżowanym w romantycznych barwach odnowionego „Jedwabnego Szlaku”.

PEKIN gra inną kartą: ujawnia naruszenia w krajach, które są na celowniku Waszyngtonu. W ten sposób rodzi się z Iranem lub Sudanem, których rezerwy ropy wzbudzają jego pożądliwość. Według doniesień tysiące chińskich żołnierzy przebranych za pracowników naftowych rozmieszczonych jest wzdłuż sudańskiego rurociągu naftowego prowadzącego do Morza Czerwonego. Ostatnio jednak gra stała się bardziej subtelna. Wykorzystując ochłodzenie między Rijadem a Waszyngtonem po atakach z 11 września, Chińczycy dokonali przełomu w Arabii Saudyjskiej. W 2004 roku uzyskali prawo do eksploracji niektórych złóż gazu, na których zawiodły amerykańskie firmy. Ze swojej strony Saudyjczycy nabyli 25% udziałów w chińskiej rafinerii, co jest bezprecedensowym pakietem dla zagranicznych inwestorów w tym sektorze. Wspólne interesy: Pekin przygląda się tym zasobom, podczas gdy Riyad chce zmniejszyć swoją zależność od rynku amerykańskiego.

Jeszcze bardziej niepokojące dla Waszyngtonu jest to, że Chińczycy wślizgują się teraz na jego podwórko. Zdecydowanie biegli w wykorzystywaniu bieżących napięć politycznych, okazują bezczelną przyjaźń z Wenezuelą – czwartym co do wielkości dostawcą Stanów Zjednoczonych – której prezydent, Hugo Chavez, pozuje na zwiastuna nowego antyamerykanizmu na półkuli południowej. O względy zabiegają także Peru i Ekwador oraz Kanada, gdzie właśnie podpisały umowę w sprawie rurociągu naftowego łączącego Albertę z wybrzeżem Pacyfiku, którym będzie ładowane 200 000 baryłek dziennie.

Jak daleko zajdzie ta ofensywa? Jaka nowa granica ponownie wstrząśnie tym nienasyconym apetytem na czarne złoto, którego pilnie potrzebuje wzrost gospodarczy Chin, nowego źródła legitymizacji partii komunistycznej – po upadku ideałów socjalizmu? Konsekwencje geopolityczne są bardzo poważne i z pewnością spowodują zmianę równowagi sił w Azji, a nawet poza nią. Już teraz narastają tarcia między Chinami a Japonią. Oba kraje pragną tych samych zasobów gazu na Morzu Wschodniochińskim. A oni – dyplomatycznie – starli się, aby przejąć na swoją korzyść rosyjski rurociąg transportujący ropę z syberyjskiego terenu Angarsk.

Pomimo zbliżenia Pekinu i Moskwy, to Tokio wygrało tę rundę, gdyż upragniony rurociąg nie będzie prowadził do chińskiego Daqing, ale do Pacyfiku (Nakhodka) otwierającego się na Japonię.

Ale to w Waszyngtonie podejrzenia są tak nasilone, że podsycają prawdziwą paranoję w niektórych kręgach Kongresu i Pentagonu. Jednym z ich argumentów jest to, że chińska petrodyplomacja zanieczyszcza stosunki międzynarodowe, sprzyjając proliferacji broni – konwencjonalnej lub masowego rażenia – awansowanej do rangi środka płatniczego za zakupy ropy. I że każda baryłka przejęta przez Pekin odbywa się kosztem amerykańskich dostaw.

W tym kontekście niepokojące jest to, że tego lata Izba Reprezentantów położyła kres ofercie przejęcia amerykańskiego Unocal przez chińską firmę Cnooc na tej podstawie, że takie przejęcie stanowiłoby „zagrożenie dla bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych”. . Sprawa wywołała zamieszanie i źle wróży długoterminowemu teleskopowaniu strategii naftowych Waszyngtonu i Pekinu. Jedna z najchętniej słuchanych w USA ekspertek ds. ropy naftowej w Chinach, Amy Myers Jaffe z Rice University, przywołała w „Washington Post” z 27 lipca historyczny precedens: „W latach trzydziestych XX wieku (...) wzajemne napięcie między Stany Zjednoczone i Japonia wokół dostaw ropy naftowej podsyciły eskalację paranoi, która przyczyniła się do wybuchu II wojny światowej”.

Czy Historia będzie się jąkać? Zdolność społeczności międzynarodowej do poradzenia sobie z chińskim apetytem z pewnością zaważy na geopolityce stulecia.

Artykuł 3: W Teksasie nowa gorączka czarnego złota
<a href='http://www.lemonde.fr/web/article/0,1-0@2-3230,36-686983,0.html' target='_blank'>http://www.lemonde.fr/web/article/0,1-0@2-...6-686983,0.html</a>

Firmy z Teksasu nie wrzeszczą tego na dachach, ale to fakt: katastrofa spowodowana huraganem Katrina to dla nich bardzo dobry interes. W Nowym Orleanie trwa liczenie ofiar. Na Wall Street analitycy finansowi już prowadzą obliczenia naukowe, aby dowiedzieć się, kto odniesie największe korzyści. Firmy zajmujące się montażem i naprawą rurociągów i platform pracują już długo i ich portfele zamówień będą się zagęszczać. Producenci ropy, duzi i mali, którzy odnotowali gwałtowny wzrost cen ropy i pojawienie się niedoborów, nie ponosząc przy tym najmniejszych szkód, również nie narzekają. „Chowają do kieszeni całą podwyżkę, nie zawracając sobie głowy problemami związanymi z naprawami” – podsumowuje Dan Pickering, szef Pickering Energy Partners w Houston.
Houston, czwarte co do wielkości miasto w Stanach Zjednoczonych, liczące dwa miliony mieszkańców (4,6 miliona łącznie z przedmieściami), to światowa stolica energii. Na długości 50 kilometrów, wzdłuż zatoki rozciągającej się od bogatego miasta Teksas do Zatoki Galveston w Zatoce Meksykańskiej, znajduje się największe na świecie skupisko rafinerii i zakładów petrochemicznych. Gęsty las rur, rurociągów, kominów, pochodni, zbiorników magazynowych wszelkich rozmiarów i kształtów. Miejsce to nazywane jest „kanałem okrętowym”, aleją statków. Po stronie morza tankowce i zbiornikowce LNG podążają za sobą w sposób ciągły wzdłuż terminali, wyładowując strumienie ropy i gazu przed powrotem na platformy wiertnicze. Od strony lądu obiekty są rozmieszczone na kilometrach, przez które przebiegają liczne linie kolejowe przepełnione cysternami. Autostrada 225, która wije się między Houston, Pasadeną i La Porte, dzień i noc kąpie się w utrzymującym się zapachu spalonego gazu. Krótko mówiąc, to nie przypadek, że jakość powietrza w Houston jest najgorsza w całych Stanach Zjednoczonych.
Nocą „przejście statków” oferuje zdumiewający spektakl: fabryki są oświetlone jak choinki, jak okiem sięgnąć. Cały światowy przemysł naftowy jest w Houston i to widać. Ponad 5 firm współistnieje w obszarach produkcji, poszukiwań, wierceń, rozwoju, usług, platform, rurociągów, gazociągów, dystrybucji, rafinacji, marketingu, finansowania itp. Houston oferuje wiodącą na świecie masę krytyczną umiejętności i know-how, począwszy od najdroższych i najbardziej złożonych technologii, takich jak wiercenia głębinowe, po czyszczenie zbiorników. Dobrobyt miasta zmieniał się przez sto sześćdziesiąt dziewięć lat w zależności od cen ropy.
„Energia to chleb powszedni miasta” – wyjaśnia David Ivanovitch, specjalista ds. energii w głównym dzienniku miasta, „Hston Chronicle”. Ale o ile bogactwo naftowe rozprzestrzeniało się skandalicznie aż do lat 1980. XX w., o tyle bardzo. Dziś chce zachować dyskrecję Przemysł tonie w zyskach, ale przede wszystkim nie chce prowokować gniewu Amerykanów, pokazując swój dobrobyt, gdy ceny na stacjach poszybują w górę.”
Fadel Gheit, analityk w Oppenheimer & Co, potwierdza: „To matka wszystkich boomów. Zyski osiągają poziom niewyobrażalny jeszcze kilka miesięcy temu. Firmy, małe i duże, nie wiedzą już, co zrobić ze swoimi pieniędzmi. Mają tak wiele że nawet w Teksasie, gdzie ludzie w ogóle nie wstydzą się swojego sukcesu, są nim zawstydzeni. Trzeba to zobaczyć, żeby w to uwierzyć!”
Pola rocznika są w równowadze z beczką po 15 lub 20 dolarów, często mniej. Przy cenie 65 czy 70 dolarów marże eksplodują. W 2004 roku Exxon Mobil osiągnął największy zysk w historii firmy: 25,3 miliarda dolarów. Rekord zostanie w dużej mierze pobity w 2005 roku. Nie ma już najmniejszego zadłużenia, dysponuje gotówką przekraczającą 25 miliardów dolarów, a jej wartość giełdowa zbliża się do 400 miliardów dolarów, co czyni ją najdroższą firmą na świecie. Całkiem nieźle jak na dinozaura, spadkobiercę dwóch potomków Standard Oil, imperium zbudowanego przez Johna Rockefellera i rozebranego w 1911 roku przez amerykańskie władze antymonopolowe! Na drugim końcu skali znajduje się Marathon Oil, mały producent z Teksasu, który od początku roku odnotował wzrost zysków o 90%. Halliburton, grupa, która zasłynęła z pozyskiwania kontraktów w Iraku od Pentagonu na wątpliwych warunkach, tak naprawdę nie potrzebuje już pomocy rządu USA, aby zarabiać pieniądze. Usługi naftowe stanowią obecnie 88% jej zysków.
Obciążone zyskami spółki z całych sił wykupują swoje akcje, aby podnieść ceny i wypłacić rekordowe dywidendy. Rosną także płace. Dziś w Houston najbardziej brakuje nie projektów, inwestycji i pieniędzy, ale ludzi. Brakuje inżynierów, geofizyków, techników i prostych operatorów, którzy mogliby pracować na platformach morskich. Nie nadążam, wyjaśnia konsultant William Herbert. Przemysł od dwudziestu trzydziestu lat nie inwestuje w sprzęt i ludzi. A wy czego chcecie, studenci wolą prawa, finansów czy informatyki po geologię.” Zapotrzebowanie na wykwalifikowany personel jest tym większe, że przy cenie 70 dolarów za baryłkę istnieje niezliczona ilość projektów interesujących ekonomicznie.
W Houston panuje euforia. Profesjonaliści są pewni, że światu nie zabraknie ropy. Wierzą, że postęp technologiczny i napływ inwestycji umożliwi ponowne odnalezienie i eksploatację znacznych jego ilości na dnie mórz, w Arktyce, a nawet w piaskach roponośnych Alberty w Kanadzie. Teoretycznie byłoby tam więcej baryłek niż we wszystkich saudyjskich odwiertach.
Jeff Johnson, szef Cano Petroleum, stawia na ożywienie starych studni. Według niego nadal są nadziewane „olejem”. Jeff należy do tradycji pokerzystów z Teksasu, „dzikich kotów”, „dzikich wiertaczy”, gotowych zrobić wszystko, z Winchesterem w ręku, aby zbić fortunę. Ma cztery stare pola w Oklahomie i Teksasie, które z mozolną produkcją produkują od 400 do 450 baryłek dziennie. Ma jednak nadzieję zebrać 10 000 w ciągu trzech lat. „Postęp technologiczny, możliwość dokładnego poznania podłoża i wiercenia w dowolnym miejscu, nawet poziomo, zmieniają wszystko” – wyjaśnia. Pieniądze nie stanowią problemu. Dziś jest więcej dolarów gotowych do zainwestowania w energię niż w moim najśmielsze sny. Po prostu schyl się, żeby podnieść.
Inna grupa z Houston, Anadarko, zamierza nawet reaktywować stuletnie pole w Wyoming! Inni znaleźli prostszy sposób: „kopią na Wall Street”, jak mówią w Teksasie. Płacąc 16,4 miliarda dolarów producentowi Unocal, Chevron zakupił ogromne rezerwy po średniej cenie 9 dolarów za baryłkę! Szczęście nigdy nie przychodzi samo, administracja Busha nie wie już, co zrobić, aby zadowolić swoich przyjaciół naftowych. Zwłaszcza Teksańczycy. Nigdy w historii Stanów Zjednoczonych rząd nie był tak blisko tego sektora. Przez długi czas popierał tezy Lee Raymonda, dyrektora generalnego Exxon Mobil, który bez mrugnięcia okiem stwierdza, że ​​„energie odnawialne to totalna strata inwestycji”, a globalne ocieplenie to „nienaukowe pojęcie propagowane przez badaczy przy „złych budżetach” „. Według niego „epoka kamienia łupanego nie skończyła się z powodu braku kamieni, a epoka ropy naftowej skończy się na długo przed tym, jak nie będzie już ropy”.
Prezydenci Bush, ojciec i syn, pracowali w przemyśle naftowym. Podobnie wiceprezydent Dick Cheney, który przewodził Halliburton od 1995 do 2000 r. A nawet Condoleezza Rice, sekretarz stanu, która była byłą administratorką Chevronu. Od 1998 r. przemysł naftowy wydał na datki na kampanie ponad 440 milionów dolarów. Trzy czwarte dla Republikanów. Sam obecny najemca Białego Domu uzyskał ponad 1,7 mln. I nie jest niewdzięcznikiem. „Hasłem przewodnim w Waszyngtonie jest: «Produkować, produkować, my zajmiemy się resztą»”, podsumowuje Matt Simmons, bankier z Houston. Sam Dick Cheney wyjaśniał dwa lata temu, że „oszczędzanie [energii] może być cnotą indywidualną, ale nie podstawą do budowania solidnej polityki energetycznej”.
Efekt: choć spółki toną w zyskach, z 11,5 mld kredytów wynikających z przyjętej w sierpniu nowej ustawy energetycznej 1,6 mld otrzymają w formie dotacji i innych ulg podatkowych. Pomysł polega na zachęceniu do wierceń w głębi Teksasu, w jego centrum i w zachodniej części Zatoki Meksykańskiej, które już dostarczają 25% amerykańskiej ropy i 30% gazu. To dopiero początek.
Wybrani przez Republikanów urzędnicy zamierzają wykorzystać konsekwencje katastrofy Katriny, aby natychmiast zezwolić na poszukiwania w Zatoce Meksykańskiej, nawet poza szelfem kontynentalnym, który jest własnością rządu federalnego. Nowa gorączka po czarnym złocie nie ma końca. Chociaż żywotność amerykańskiego przemysłu naftowego jest imponująca, opóźnia jedynie to, co nieuniknione. „Na trzydzieści lat kraj miał przed sobą dziesięć lat rezerw produkcyjnych” – podkreśla francuski bankier mieszkający w Houston od dwudziestu lat. „Rezerwy topnieją” – prognozuje Stevan Farris, prezes Apache, firmy poszukiwawczej z Houston. „Jeśli nie wydamy pieniędzy na poszukiwanie większej ilości ropy, z każdym dniem będziemy tracić środki. Większość firm, które dumnie siedzą na stosach złota, upadnie. Ale to nie będzie niewątpliwie większym problemem obecnych przywódców”.
Nad amerykańskim przemysłem naftowym wisi kolejne, bardziej polityczne zagrożenie. Zależność narodowa od zagranicy w zakresie 65% zużywanej ropy i 15% gazu jest uważana za coraz bardziej nie do zniesienia. Stopniowo tworzy się zaskakujący sojusz pomiędzy obrońcami środowiska a wpływowymi grupami związanymi z bezpieczeństwem narodowym, zwłaszcza konserwatystami.
Obydwoje chcą radykalnej zmiany polityki energetycznej. W niedawnym liście otwartym do George'a Busha około dwudziestu osobistości politycznych zrzeszonych w Koalicji Przyszłości Energii (koalicji na rzecz energii przyszłości) stwierdziło: „Nasza zależność od importowanej ropy stanowi ryzyko dla bezpieczeństwa narodowego i naszej kondycji gospodarczej. musi opracować czyste, krajowe substytuty ropy”.
Boyden Gray służył w Białym Domu jako doradca George'a Busha seniora. Obawia się, że „korupcyjny wpływ ropy trafi w ręce terrorystów”. List podpisał także Robert McFarlane, były doradca Ronalda Reagana ds. bezpieczeństwa narodowego. Jest zaniepokojony „niszczycielskim skutkiem ataków na infrastrukturę naftową”. Sprzymierzył się z ekologami, „ponieważ mamy wspólny interes: uwolnienie się od tej zależności”. James Woolsey, były dyrektor CIA, jest przekonany, że koalicja „obrońców przyrody, polityków dobrej woli i jastrzębi bezpieczeństwa narodowego” może położyć kres „wszechmocy ropy”. Ciąg dalszy nastąpi...

Artykuł 4: Rosja: polityka i petrodolar

<a href='http://www.lemonde.fr/web/article/0,1-0@2-3230,36-687435@51-633431,0.html' target='_blank'>http://www.lemonde.fr/web/article/0,1-0@2-...1-633431,0.html</a>

Władimir Putin kilka lat temu uważał, że przemysł naftowy w jego kraju to prawdziwa „gęś znosząca złote jaja”. Rosja, drugi co do wielkości na świecie eksporter ropy naftowej po Arabii Saudyjskiej, faktycznie czerpie dziś ogromne korzyści ze wzrostu światowych cen. Produkcja krajowa, skupiona w zachodniej Syberii, wzrosła o ponad 50% od 1999 r. Wraz z ożywieniem konsumpcji w gospodarstwach domowych napływ petrodolarów jest sercem rosyjskiego wzrostu gospodarczego. Dzięki tej nieoczekiwanej korzyści Moskwa czerpie obecnie miliardy dolarów z Funduszu Stabilizacyjnego, który ma chronić gospodarkę narodową przed możliwym odwróceniem cen. Kraj był w stanie spłacić w tym roku 15 miliardów dolarów długu wobec Klubu Paryskiego, przed terminem.

A potem wybuchła afera Jukosu, która wywołała lodowaty dreszcz na całym sektorze czarnego złota. Nieistniejąca grupa zatrudniała 100 000 osób. Jej udział w krajowym wydobyciu ropy naftowej wyniósł 11%. Dziś Jukos jest pozbawiony swojej substancji. W maju ubiegłego roku jego były szef Michaił Chodorkowski został skazany na dziewięć lat więzienia. Firma musiała uregulować rekordowe 28 miliardów dolarów zaległych podatków! Ostatecznie, po odpowiednim demontażu, na początku roku majątek dawnej grupy został przeniesiony do publicznej struktury Rosniefti. Ponieważ Jukos w dalszym ciągu produkował około 1% światowej ropy, a dezorganizacja spowodowana demontażem spowodowała poważne problemy z dostawami, kryzys przyczynił się na chwilę do wypchnięcia światowych cen w górę.

Teraz wydaje się, że wszystko wróciło do normy. Ale Rosja nie skończyła płacić konsekwencji skandalu. Ucierpiały nisze zajmowane przez pierwszą grupę na rynkach zewnętrznych. Większość z nich jest obecnie okupowana przez Loukoil i Rosnieft’, dwie grupy, których przywódcy są w doskonałych stosunkach z władzą polityczną. Zbieg okoliczności? Wielu uważa, że ​​nie. Dla nich cała saga o Jukosie była w zasadzie jedynie redystrybucją kart na korzyść przyjaciół Kremla. Rosnieftią kierują ludzie bliscy Putinowi. Zagraniczni inwestorzy przyjęli komunikat: Moskwa nie chce oddać im żadnej kontroli nad tym lukratywnym sektorem. Lukratywne, ale niekoniecznie trwałe.

Zdaniem czołowych specjalistów wpływ nieoczekiwanych przypływów ropy na gospodarkę narodową osiągnął swoje granice. Z co najmniej trzech powodów. Poważnie podważając zaufanie posiadaczy kapitału, afera Jukosu doprowadziła najpierw do spadku niezbędnych dla sektora inwestycji. Następnie ewentualne ożywienie eksportu utrudniają wąskie gardła w rurociągach naftowych. Wreszcie, po szczycie zaobserwowanym we wrześniu 2004 r., wynoszącym 9,42 mln baryłek dziennie, i pomimo lekkiego ożywienia w ciągu ostatnich trzech miesięcy, wzrost krajowej produkcji czarnego złota w dalszym ciągu spowalnia.

Według Międzynarodowej Agencji Energetycznej w tym roku wzrośnie ona o kolejne 3,8%. Ale wzrost wyniósł 9% w 2004 r. i 11% w 2003 r.! Jest bardziej dramatycznie. „Niechęć” Kremla do otwarcia sektora energetycznego na inwestycje zagraniczne wywołała kryzys zaufania, który utrudnia realizację projektów rozwojowych nawet poza sektorem naftowym. Według agencji Fitch Ratings, w samym roku 33 odpływ kapitału wzrósł do 2004 miliardów dolarów. Jednak „aby móc dalej się rozwijać, gospodarka potrzebuje coraz większego napływu kapitału” – ocenia Jewgienij Gawrilenkow, główny ekonomista moskiewskiego banku Trojka Dialog. Minister Gospodarki i Handlu German Gref sam przyznał wiosną, że „napływ petrodolarów nie jest już w stanie pobudzić krajowego wzrostu gospodarczego”.

Niezależnie od tego, czy zmierzamy w kierunku Chin, portu Nachotka na rosyjskim Dalekim Wschodzie, czy Murmańska na Dalekiej Północy, ważne projekty budowy rurociągów naftowych wyznaczają swój czas. Obecnie dostawy produktów naftowych do Chin realizowane są koleją. „W przypadku braku większych inwestycji” – zauważa ekonomista Evgeni Gavrilenkov – „zdolność wykorzystania infrastruktury przekracza obecnie 90%”.

Zajęte zyskiem krajowe koncerny naftowe po prostu nie przeznaczyły wystarczających zasobów na poszukiwanie nowych złóż. Byli zadowoleni, mogąc poprawić wydajność starych studni wierconych już w czasach sowieckich. Krótko mówiąc, korzyści „boomu” naftowego nie są już tak naprawdę odczuwalne, z wyjątkiem pewnych, bardzo specyficznych miejsc w kraju.

Najbardziej oczywistą tego ilustracją jest miasteczko Chanty-Mansyjsk położone głęboko w tajdze, trzy godziny lotu samolotem od Moskwy. Chanty-Mansyjsk, liczący 55 000 mieszkańców, rozciąga swoje nienagannie asfaltowane ulice, nowe budynki o futurystycznej architekturze, eleganckie sklepy i najnowocześniejszy szpital u podnóża zalesionych wzgórz, u zbiegu rzek Ob i Irtich rzeka w zachodniej Syberii. Wyłania się tu nowa Rosja, zdobywcza i patriotyczna, o jakiej marzy Kreml, czyli skąpana w bogactwie swego podłoża, pracowita, przesiąknięta ortodoksyjnymi wartościami religijnymi i pozbawiona politycznych protestów.

To miejsce nazywa się „Rosyjski Kuwejt”. Chanty-Mansyjsk jest stolicą regionu wytwarzającego 58% krajowego zapotrzebowania na ropę. Ma najwyższy standard życia w kraju, po aglomeracji moskiewskiej. Przeciętna pensja wynosi tam 20 000 rubli (570 euro), czyli prawie trzykrotność średniej rosyjskiej. W 2004 r. region zapewnił 15% dochodów budżetu federalnego Rosji.

Gubernator Chanty-Mansyjska, były sowiecki dygnitarz sprawujący urząd od lat 1970., kocha sztukę i chce skupić się na edukacji. Zainaugurował już uniwersytet i „błagał” koncerny naftowe o sfinansowanie zakupu 400 obrazów rosyjskich mistrzów z XVIII i XIX wieku oraz ikon z XV wieku. Kolekcje mieszczą się w nowo wybudowanym budynku, wznoszącym neoklasyczne kolumnady pośrodku bagnistego krajobrazu. Młoda kobieta, Natalia Golitsina, która przybyła z rodzinnego Jekaterynburga na Uralu, została zastępcą dyrektora tego jedynego na Syberii muzeum, w całości finansowanego ze sponsoringu ropy naftowej. Kolekcja stała się zwieńczeniem prawdziwego odrodzenia zapału nacjonalistycznego. „Kładziemy nacisk na sztukę patriotyczną, aby przekazać nowemu pokoleniu pewną dumę z bycia Rosjaninem” – wyjaśnia młody menadżer.
Sprawa Jukosu wywołała dreszcze na całym sektorze czarnego złota w Rosji.

W regionie, w którym panuje duch pionierski, utworzono „szkołę dla dzieci zdolnych”. Tysiąc uczniów z odległych wiosek zakwaterowanych jest tam z bezpłatnym wyżywieniem. Uczą się tańca, malarstwa, muzyki. „Naszym celem jest doskonałość” – wita reżyser Alexandre Berezine, 33-letni Rosjanin z Ukrainy. „Rosja przeszła trudne czasy. Chcemy pokazać, że jest się czym pochwalić i że nawet w odległym regionie można zapewnić edukację na wysokim poziomie” – mówi. Alexandre Berezine podziwia lokal, rozpustę marmuru i egzotycznych roślin.

W Chanty-Mansyjsku ulice przecinają lśniące japońskie samochody 4¥4. Witryny biur podróży oferują pobyty w Egipcie lub Europie. Na wzgórzu powstaje wielka cerkiew prawosławna ze złotymi cebulami. „To będzie nasz Montmartre” – cieszy się mieszkaniec – „z białymi kamiennymi schodami prowadzącymi do centrum miasta”. Dalej szyld reklamowy wychwala zalety „kontraktowej” służby wojskowej w Czeczenii. „Wybór prawdziwych mężczyzn” – głosi hasło.

Dobrobyt, jaki przyniosły tu wysokie ceny ropy naftowej, przywrócił zaufanie ludności. Podczas gdy Rosja od lat odnotowuje silny spadek demograficzny, obwód Chanty-Mansyjsk odnotowuje rekordowy przyrost naturalny. Region płaci rodzinom 3 rubli (000 euro) miesięcznie na każde dziecko w wieku poniżej 86 lat. "W chwili narodzin każdego dziecka, określa młody ojciec, władze regionalne wpłacają określoną sumę pieniędzy na specjalne konto. Gdy dziecko ukończy 3 lat, otrzyma od 18 70 do 000 100 rubli (000 do 2 euro) na edukację lub nocleg. To jak w Emiratach Arabskich!”

Tylko jedna formacja polityczna ma swoją witrynę sklepową: Jedna Rosja, partia proputinowska. Jego luksusowy budynek graniczy z „Aleją Sportowych Chwał Chanty-Mansyjska”, gdzie prezentowane są portrety mistrzów biathlonu. Trochę jak panele zasłużonych robotników z czasów sowieckich.

Sekretarz regionalny partii Alexandre Sidorov mówi o „odbudowie narodowej skupionej na niezbędnym partnerstwie między dużymi koncernami naftowymi a władzami publicznymi”. Dla niego jest to pewne, że „odkąd Władimir Putin doszedł do władzy, mamy poczucie, że państwo rosyjskie zaczęło na nowo istnieć”. Jednak według sondaży tuż za Jedną Rosją plasuje się tutaj partia ultranacjonalistyczna.

W Chanty-Mansyjsku istnieje tylko jedno źródło informacji audiowizualnej: kontrolowana przez Kreml telewizja federalna. Regionalne media drukowane są lojalne wobec gubernatora, także członka Jednej Rosji. Nie ukazuje się żadna opozycyjna gazeta. Zadanie jest więc trudne dla Jurija Chagouta, przedstawiciela małej demokratycznej partii Jabłoko, który z ubolewaniem stwierdza: „Gospodarka się rozwija, więc nasze przesłanie mało kto chce go usłyszeć”.

Na tych syberyjskich bezmiarach, z których tryska ropa naftowa, chcemy z optymizmem patrzeć w przyszłość. Valentin Nazarov, tęgi mużik, zarządza Fundacją Pokolenia, która dzięki podatkom od ropy naftowej finansuje wszystkie lokalne programy edukacyjne i sportowe. Twierdzi, że podglebie jest pełne węglowodorów w wystarczającej ilości na dziesięciolecia. Jego fundacja zebrała dotychczas 500 milionów dolarów, częściowo ponownie zainwestowanych na giełdzie. Specjalista w sektorze naftowym zapewnia, że ​​skutki afery Jukosu są minimalne. „Dla tutejszych pracowników najważniejsze jest to, że pensje nadal będą wypłacane” – mówi.

Liczy się – kontynuuje nasz rozmówca – notabene doradca gubernatora – – misja, którą Rosja musi spełnić na początku XXI wieku. Zagorzały prawosławny i rosyjski patriota, moujik uważa, że ​​jego kraj jest „awangardą Europy. To my dostarczamy mu gaz i ropę. My, Rosjanie, zachowaliśmy święte wartości, poczucie wspólnoty, prawdziwego chrześcijaństwa. To my tutaj robimy wszystko, aby powstrzymać natarcie Chińczyków na Syberię. Europa powinna okazać nam więcej współczucia.

Czy cud gospodarczy, jakiego doświadczył Chanty-Mansyjsk, może rozprzestrzenić się na rozległy kraj? To jedno z wyzwań stojących przed Kremlem. Ten liczący 1,5 miliona mieszkańców region wielkości Francji, w którym aż do kolonizacji kozackiej w XVII wieku żyły grupy etniczne pochodzenia ugrofińskiego, Chantyowie i Mansi, stanowi zaledwie 1% całej populacji Rosji. Okolica bogactwa w Rosji, w której dysproporcje wciąż rosną i w której 25% ludności żyje w biedzie.

Wystarczy udać się na drugą stronę zalesionych wzgórz, z dala od tras zarezerwowanych dla gości zagranicznych, aby zajrzeć za kulisy. Setki upośledzonych rodzin, robotników uzbeckich, mołdawskich, tatarskich, pracowników na budowach, a także Rosjan, potomków deportowanych z czasów sowieckich, gromadzą się tam w małych drewnianych izbach lub w metalowych pojemnikach przerobionych na mieszkania Fortuny.

Bez bieżącej wody, ogrzewanej piecem opalanym drewnem, gdy temperatura zimą spada do -40 stopni, ich wszechświat przypomina slumsy Trzeciego Świata.

Yahi
0 x
Gdy będziemy mieć prawo do wstrzymania stosowania oleju?
Bezpłatne obiekt!
 


  • Podobne tematy
    odpowiedzi
    widoki
    Ostatni post

Powrót do "Media & Aktualności: programy telewizyjne, raporty, książki, wiadomości ..."

Kto jest online?

Użytkownicy przeglądający to forum : Brak zarejestrowanych użytkowników i gości 132