po angielsku tutaj:
http://www.monbiot.com/2014/05/27/the-impossibility-of-growth/
tłumaczenie tam:
http://babordages.fr/limpossibilite-de-la-croissance-par-georgemonbiot/
Ten wyciąg jest bardzo istotny:
(...) Jak zauważa filozof Michael Rowan, nieuniknione konsekwencje wzrostu złożonego oznaczają, że prognozując globalną stopę wzrostu na 2014 r. (3,1%), nawet jeśli uda nam się zmniejszyć zużycie surowców o 90%nie opóźnilibyśmy tego, co nieuniknione niż 75 lat. Wydajność niczego nie rozwiązuje tak długo, jak trwa wzrost. (...)
To nie może być jaśniejsze ...
Wschód totalnie szalony pomyśleć, że możemy sobie wyobrazić „prosty” zerowy wzrost „miękkości” i kiedy to będzie śpiewać (iluzoryczne) siły gospodarcze ...
Tylko gwałtowny spadek naszego stylu życia oparty na awangardowej polityce pozwoli nam przetrwać, w przeciwnym razie będzie to gwałtowna recesja (wraz z towarzyszącymi temu niepokojami społecznymi), której doświadczymy… wkrótce… ,
Niemożliwość wzrostu, @georgemonbiot
To jest proste. Jeśli nie możemy zmienić systemu ekonomicznego, jesteśmy popieprzeni.
George Monbiot, opublikowany w Guardian 28 maja 2014 r
Uprzejmie pożyczony i uprzejmie przetłumaczony bilet z angielskiego przez @sknob
Wyobraź sobie, że w 3030 rpne całkowite bogactwo Egiptu było w zasięgu jednego metra sześciennego. I wyobraź sobie, że te bogactwa wzrosły o 4,5% rocznie. Jaka byłaby wielkość jackpota przybywającego do bitwy pod Actium w 30 rpne? J.-C? Oto obliczenia wykonane przez bankiera biznesu Jeremy'ego Granthama.
Zgadnij. Dziesięć razy większa niż piramidy? Cały piasek Sahary? Ocean Atlantycki? Objętość planety? Trochę więcej? To 2,5 miliarda miliardów układów słonecznych. Nie trzeba długo zastanawiać się nad tym rezultatem, aby dojść do paradoksalnego wniosku, że nasze zbawienie zależy od naszego upadku.
Sukces jest gwarancją naszego zniszczenia. Porażka jest gwarancją naszego zniszczenia. Oto zastawiona przez nas pułapka. Ignoruj, jeśli to brzmi jak zmiana klimatu, upadek różnorodności biologicznej, wyczerpywanie się wody, gleby, minerałów, ropy; nawet jeśli te problemy zniknęły za pomocą magicznej różdżki, arytmetyka wzrostu złożonego dowodzi, że nie da się tak kontynuować.
Wzrost gospodarczy jest pochodną eksploatacji paliw kopalnych. Przed wydobyciem dużych ilości węgla każdy szczyt produkcji przemysłowej był równoważony spadkiem produkcji rolnej, ponieważ popyt na węgiel drzewny lub moc w przemyśle zmniejszały dostępne grunty uprawne , Każda z tych starych rewolucji przemysłowych upadła, ponieważ ich wzrost nie był zrównoważony. Ale węgiel przerwał ten cykl, dopuszczając - przez kilkaset lat - zjawisko, które dziś nazywamy trwałym wzrostem.
To nie kapitalizm ani komunizm umożliwiły postęp i patologie (wojny światowe, bezprecedensowa koncentracja bogactwa, zniszczenie planety) współczesnej epoki. To węgiel, a następnie ropa i gaz. Meta-trend, główna historia, to ekspansja zwiększająca emisję węgla. Nasze ideologie to tylko proste wydarzenia wtórne. Ale teraz, gdy najbardziej dostępne rezerwy są wyczerpane, musimy zniszczyć najbardziej odległe zakątki planety, aby zachować naszą niemożliwą do utrzymania propozycję.
W ubiegły piątek, kilka dni po tym, jak naukowcy ogłosili, że upadek czapy lodowej Zachodniej Antarktydy jest nieunikniony, rząd Ekwadoru dał zielone światło wiertnicom naftowym w Parku Narodowym Yasuni. Złożył propozycję innym rządom: jeśli wniosą połowę wartości depozytu w tej części parku, pozwolimy mu spocząć pod ziemią. Możemy to postrzegać jako szantaż lub uczciwy handel. Ekwador jest biednym krajem, bogatym w złoża ropy: po co pozostawić je niewykorzystane bez rekompensaty, argumentował jego rząd, skoro wszyscy kopią do pierwszego kręgu piekieł? Poprosił o 3,6 miliarda dolarów, a dostał 13 milionów dolarów. W rezultacie Petroamazonas, firma o dziwnej historii zniszczeń i wycieków ropy, będzie w stanie przeniknąć do jednego z najbardziej bogatych w różnorodność biologiczną obszarów na planecie, gdzie, według niektórych, każdy hektar dziewiczy las zawiera więcej gatunków niż cała Ameryka Północna.
Brytyjska firma naftowa Soco ma nadzieję na penetrację najstarszego parku narodowego w Afryce, Virunga, w Demokratycznej Republice Konga; jedna z ostatnich warowni goryla górskiego i okapi, szympansów i leśnych słoni. W Anglii, gdzie na południowym wschodzie właśnie zidentyfikowano 4,4 miliarda baryłek potencjalnego gazu łupkowego, rząd marzy o przekształceniu zalesionych przedmieść w nową deltę Nigru. Aby to osiągnąć, zmienia prawo dotyczące naruszenia własności, aby umożliwić wiercenie bez uprzedniej zgody, i hojnie smaruje stopy mieszkańców. Te nowe rezerwacje nic nie rozwiązują. Nie zmniejszają naszego apetytu na te zasoby, zaostrzają je.
Trajektoria tempa wzrostu wskazuje, że szaleństwo planety dopiero się zaczyna. Wraz z ekspansją globalnej gospodarki każde miejsce, w którym znajdują się skoncentrowane, niezwykłe lub cenne pierwiastki, zostanie wypłukane i wykorzystane, a jego zasoby wydobyte i rozproszone, zmniejszając cuda świata tak różnorodne i zróżnicowane w dywan o jednolitym szarym gruzie.
Niektórzy próbują rozwiązać to niemożliwe równanie, powołując się na mit dematerializacji: twierdzenie, że optymalizacja procesów i miniaturyzacja gadżetów sprawiłyby, że w sumie zużylibyśmy mniej materiałów. Nic nie wskazuje na to, aby tak było. Produkcja rudy żelaza wzrosła o 180% w ciągu dziesięciu lat. Profesjonalna organizacja Forest Industries mówi nam, że „światowe zużycie papieru osiągnęło rekordowy poziom i będzie nadal rosło”. Jeśli nie uda nam się zmniejszyć zużycia papieru w erze cyfrowej, jaka jest nadzieja na inne towary?
Obserwuj styl życia superbogaczy, którzy nadają ton globalnej konsumpcji. Czy ich jachty się kurczą? Ich domy? Ich dzieła sztuki? Ich zakupy cennego drewna, ryb lub rzadkich kamieni? Ci, którzy mogą sobie na to pozwolić, kupują coraz większe domy, aby przechowywać coraz większe ilości rzeczy, których nigdy przed śmiercią nie będą mieli czasu. Niewyobrażalnie coraz większa część powierzchni ziemi wykorzystywana jest do wydobywania, produkcji i przechowywania rzeczy, których nie potrzebujemy. Być może nie jest tak zaskakujące, że marzenia o kolonizacji przestrzeni - które pozwolą nam eksportować nasze problemy zamiast je rozwiązywać - powracają.
Jak zauważa filozof Michael Rowan, nieuniknione konsekwencje wzrostu złożonego oznaczają, że prognozując globalną stopę wzrostu na 2014 r. (3,1%), nawet jeśli uda nam się zmniejszyć zużycie surowców o 90% opóźnilibyśmy to, co nieuniknione, o 75 lat. Wydajność niczego nie rozwiązuje, dopóki trwa wzrost.
Nieunikniona klęska społeczeństwa zbudowanego na wzroście i zniszczeniu żywych organizmów na Ziemi jest przytłaczającym fundamentem naszej egzystencji. W związku z tym rzadko są o nich wspominane. Stanowią one wielkie tabu XXI wieku, tematy, które stale denerwują twoich przyjaciół i sąsiadów. Żyjemy tak, jakbyśmy byli więźniami niedzielnego dodatku do naszych gazet: obsesję na punkcie sławy, mody i trzech bolesnych filarów konwersacji klasy średniej: przepisów kulinarnych, dekoracji i miejsc wakacyjnych. Wszystko oprócz tematu, który wymaga naszej uwagi.
Roztrzaskanie otwartych drzwi, wynik elementarnych obliczeń jest traktowany jako tyle rozproszeń tak ezoterycznych, co niewłaściwych, podczas gdy niemożliwa do utrzymania propozycja rządząca naszym życiem wydaje się tak racjonalna, normalna i banalna w naszych oczach, że nawet nie jest godna do wspomnienia. Co więcej, mierzymy wagę problemu: naszą niezdolność, choćby po to, aby o tym dyskutować.