Remundo napisał:
Biedni Tuaregowie... Zajmując mniej niż 4% Sahary, powinno być dla nich wystarczająco dużo miejsca, nawet nie widząc instalacji za wydmami... Teraz DESERTEC czy nie, jeśli woleli, aby ich wielbłądy umierały z pragnienia na środku pustyni, mogą to robić nadal z najdoskonalszym szacunkiem dla swoich tradycji... Ale odsalana woda, rolnictwo szklarniowe, energia dla wody pitnej, zakładanie szkół i rozwój własnego kraju to coś do rozważenia, prawda?
Ja nie daję czerwonej kartki, gram szeroko rozumianą słońcem. Kto chce, kiedy baryłka będzie kosztować 300 dolarów za 3 lub 4 lata, a benzyna 3 euro we Francji: pomysł:
@+
1) To, na co zareagowałem, to pierwszy pomysł zapisany w pierwszej wiadomości. Byliśmy na debacie na temat NASZYCH problemów energetycznych i ktoś napisał coś w stylu: "...i nawet nie rozmawiali (w programie) o tym, że pokrywając część pustyni, problem został rozwiązany...". Więc. Tak zareagowałem. NASZE problemy. I proste rozwiązanie: yaka postawiła znaki na pustyni...
2) I tylko przeciwko temu!
3) Że Tuaregowie (lubię ich, to prawda) mogą sami wybrać model rozwoju wykorzystujący energię słoneczną, czemu nie? Bez zarzutów. Niech wybierają nawadnianie, więc rolnictwo, więc ustatkujcie się, to czemu nie, jeśli to ich wybór?...
Nie podoba mi się to, że wódz postanawia pokryć róg wielkości kwadratu na obrazku i sprzedać nam, nawet po dobrej cenie, ten prąd. Byłby solarnym potentatem i nie jestem pewien, czy reprezentowałby aspiracje wszystkich... Coś w rodzaju słonecznego Omara BONGO, jeśli wiesz, co mam na myśli. Albo Mobutu energii odnawialnej (cóż, nie żyje).
Zachęćmy go do tego, bo to rozwiązuje nasze problemy, utknąłem. Mówię to jeszcze raz.
3° Abyśmy pokryli NASZE „martwe powierzchnie” (dachy fabryk, supermarkety, sale gimnastyczne) panelami słonecznymi, jestem za. Nie będzie gorzej. Uczestniczę w zarządzaniu projektem, w tym zadaszeniem szopy rolniczej (skromniejszej niż w Westphal pokazanej na wystawie) i utworzeniem stacji biometanizacji... Więc nie mam nic przeciwko energii słonecznej (nawet jeśli Janco...).
4) Reszta to „kot”. Neokolonializm, jak już napisano, w atmosferze globalizacji jest trudniejszy do zdefiniowania.
Daleki jestem od idei, że Tuaregowie mają tylko pozostać „biednymi Tuaregami”. Pamiętam: 12 lat spędzonych w Afryce „próbując coś zrobić”, w tym 4 lata pełnego wolontariatu, bez statusu, bez wynagrodzenia, bez składek na emeryturę….
Ale równie daleki jest ode mnie pomysł, że musi to dotyczyć naszych technologii. Mam szacunek do wielbłądów. Niezwykła „maszyna energetyczna”. Trochę wody, trochę zarośli i mile na pustyni. Poza tym Toyota jest śmieszna (pytanie o efektywność energetyczną ORAZ „odnawialność”). Tyle, co do „naszych” paneli fotowoltaicznych. Rozwój jest trochę bardziej skomplikowany niż spłaszczanie modelu, zwłaszcza jeśli jest nasz...
Więc nie mówiąc już o problemie energetycznym, uważam za „neokolonialistyczny” (nawet jeśli to określenie jest obraźliwe) fakt myślenia, że dzięki naszym technologiom rozwiążemy problemy biednych…