Sen-no-sen napisał:...
Nie ma potrzeby ogrzewania całego domu do 20°C, wystarczy jedno pomieszczenie
Stwierdzenie, że powinniśmy jeść mniej, nie jest większą utopią niż nakazanie otyłej osobie przejścia na dietę.
Ale tak, pod warunkiem, że ci, którym to mówisz, nie są otyli i konsumują zgodnie ze swoimi potrzebami i aspiracjami, co dotyczy mnie i większości ludzi.
To ekologiczne przesłanie, które przekazujesz, jest skierowane do wszystkich, jakbyśmy wszyscy konsumowali za dużo, natomiast co do pomysłu, który chciałby nam narzucić, nie ma powszechnego konsensusu. Cel tego poczucia winy jest oczywiście ideologiczny, ale jak większość ludzi nie muszę żyć według ekologicznego szariatu.
Przydatna ekologia nie polega na proszeniu ludzi, aby zrezygnowali z tego, co świadomie wybrali, ale na zdobyciu ich wsparcia, oferując w zamian coś innego, konkretnego, ciekawszego, czystszego, lepszego, co ludzie wybiorą w sposób naturalny.
Tak nie jest, ale dzisiaj wcale tak nie jest. Jeśli ekolodzy polityczni, przynajmniej we Francji, ustępują w każdych wyborach, to dzieje się tak dlatego, że jest ku temu powód: ich program jest zerowy, a nawet negatywny. Zakaz, podatki, wina, katastrofizm, obietnica zniszczenia planety, jeśli ich nie zastosujemy, zaprzeczanie korzyściom płynącym z rozwiązań, które zawsze będą mniej lub bardziej zanieczyszczać, idea, że ekologia będzie jedynym celem i usprawiedliwiałyby wszelkie środki, bez względu na cenę, jaką trzeba zapłacić, są ich powtarzające się przemówienia.
Do tego dochodzi ich nieporozumienie między frakcjami, które pokazuje, że ich ego ma pierwszeństwo przed sprawą, a ich osobiste zachowanie, sprzeczne z ich mową, podkreśla ich brak etyki. Na dowód Mamère twierdząca, że na spotkanie przyjechał rowerem, kiedy filmowaliśmy, jak przyjeżdża samochodem, Hidalgo błaga o metro dla innych, gdy ona korzysta z samochodu, czy Hulot wytykający naszą „frywolność”, gdy sam wybiera się na rodzinne wycieczki motorówką, pochłaniając do 100l na godzinę. I nie dotyczy to tylko celebrytów.
W kwestiach ekologicznych ich osiągnięcia, ich osobisty styl życia, ich zachowanie są prawie zerowe. Nawet rolnictwo organiczne nie jest organiczne, biorąc pod uwagę liczbę dozwolonych chemikaliów. Osobiście nie jestem temu przeciwny, musimy być pragmatyczni i nadal uważam to za postęp. Ale choć ekolodzy to przyznają i mówią: tak, wodorotlenku miedzi lub kruszonej siarki możemy używać do uprawy żywności organicznej, tak, chemia niekoniecznie jest bezużyteczna, tak podróżowanie łodzią to przyjemność i będziemy szukać silników mniej zanieczyszczających środowisko, tak rower nie jest środkiem łagodzącym samochód... krótko mówiąc, niech też będą pragmatyczni, dolewając wody do wina, aby móc stworzyć coś konkretnego, a nie lekcje, kazania i obskurantyzm.
Ekologia jest nauką, a nie polityką, należy ją po prostu zintegrować z polityką, jest jednym z wielu parametrów. Oczekuję zatem od ekologa, jak od każdego, dyskursu realistycznego, rozsądnego, umiarkowanego, wpisującego się w realia życia w ogóle, a nie tylko w jego jedyne hobby. Ale w ich szeregach szczególnie słyszę ich tartuffy, ich ogólnie skrajnie lewicowych manipulatorów politycznych, ich kaznodziejów i ich fundamentalistów.
Nigdy nie zdobędą poparcia, a co więcej, w reakcji spowodują rozwój przeciwnego im ekstremizmu, co przyniesie efekt przeciwny do zamierzonego dla ekologii.
Dlatego nie musicie mówić, że musimy mniej konsumować, jak Hulot zarzucający nam nasze frywolności, chyba że wasze przesłanie jest naprawdę wyłącznie polityczne i zawiera ideologiczną obawę antykapitalistyczną lub antywzrostową, a ekologia jest pretekstem.
Ekologia to preferowany sposób konsumpcji, jak chcesz, przy minimalizacji skutków. Gdyby rozwiązaniem było mniejsze zużycie, nie potrzebowalibyśmy nawet ekologii ani ekologa, to na tym samym podstawowym poziomie, co stwierdzenie, że zmniejszając liczbę kilometrów przejeżdżanych samochodem, zmniejszamy liczbę wypadków!