Citro napisał:
Nawet na LPG silniki się zapychają i olej robi się czarny... Ale dużo mniej niż na benzynie, a o dieslu nie mówmy...
Prawdą jest jednak, że w nowym aucie na LPG olej jest przezroczysty jak pierwszego dnia po wymianie.
Naprawdę tego nie zauważam: olej jest „lekko” zrumieniony w moim C1, który ma przebieg bliski 100 000 km lub w moim C5, który przekracza 110 000 km.
Ale tak naprawdę kolor jest jedynie odbiciem zebranych „cząsteczek”.
„Cząsteczki” w dalszym ciągu ulegają zmiażdżeniu, a skuteczność smarowania spada. Dlatego przestrzegam zalecanych odstępów czasu...
Dlatego w miarę możliwości nadal jeżdżę na LPG i eco-drivingu. Powiedziałbym, że mlotr. Jeśli jeszcze tu będę, to podam przebieg (moje C5 pewnie zdechnie przed czasem, bo już nie jeździ; trzymam go tak, jak inni mają kamper; mi się to zdarza, gdy jestem poza domem, żeby w nim spać – właśnie wróciłem!)
Nie jestem przekonany, że wszystkie skutki przypisywane ekologicznej jeździe są zróżnicowane:
- odjazd nie przeszkadza od czasu do czasu trochę poważniejszego hamowania: znak stopu u podnóża górki u siebie; nieplanowane wyjście z pojazdu; światło, które zmienia kolor na czerwony, gdy jesteś oddalony o 50 m...
- ekojazda nie oznacza „zimnego silnika”; aquastat ustabilizuje silnik w tej samej temperaturze co podczas normalnej jazdy; Z pewnością silnik, który będzie „chrapał”, będzie się nagrzewał bardziej na poziomie głowic tłoków/cylindrów; jest jasne ; Natomiast gdy wjeżdżam pod górkę, tę na której jest przystanek, wrzucam 5-ty bieg na około 2 obrotów, silnik też się nagrzewa, bo tam wykorzystuję prawie pełną moc...
Uważam, że przypisujemy jeździe ekologicznej wątpliwe rzeczy. Christophe, wcale nie jestem pewien, czy Twoje tarcze nie uległyby wypaczeniu podczas normalnej jazdy! Moją pierwszą hipotezą w Twoim przypadku i w Twoim klimacie wydają mi się „plamy rdzy” przy każdym nieco dłuższym postoju (2 dni), po dobrym posoleniu dróg i dobrej przenikliwej mgle… [dzieje się to około godz. wydaje mi się, że twoje miejsce; Znam trochę te okolice - przypominam, że Christophe mieszka w belgijskich Ardenach, a nie w Alzacji!]