Wzrost cen benzyny w Stanach Zjednoczonych nigdy nie przestaje budzić niepokoju, okrzyków alarmowych i innych form krytyki wobec administracji Busha. Trzeba powiedzieć, że kontekst sprzyja takim niepokojom, bo zużycie paliwa na pewno wzrośnie, bo w tym tygodniu rozpoczął się zawsze wyczekiwany „sezon jazdy”… Jak w każdej krytycznej sytuacji, trzeba znaleźć kozę. a niektórzy komentatorzy czy analitycy potępili ostatnio przewrotne skutki wprowadzenia polityki faworyzującej produkcję biopaliw... Innymi słowy, zwiększone zużycie etanolu zniechęciłoby do budowy nowych rafinerii w Stanach Zjednoczonych, a tym samym podsyciłoby wzrost cen na dystrybutorach...
Rzeczywistość jest taka, że cena benzyny jest znacznie bardziej skorelowana z cenami ropy niż z jakimkolwiek innym czynnikiem. Tak więc, według Departamentu Energii USA, dzisiejsza cena ropy naftowej wyjaśnia 53% ceny galonu benzyny (w porównaniu z 47% w 2004 r.).
Jednocześnie, koszty dystrybucji i marketingu stanowią jedynie 9% ceny benzyny; a przede wszystkim koszty rafinacji i podatki wpływają tylko na 19% ceny za galon...
Wskazywanie palcem na biopaliwa jest zatem wystarczająco donkiszotowskie… Prawdziwe przyczyny leżą oczywiście gdzie indziej.
A jeśli chodzi o amerykańskie zdolności rafineryjne, prawdziwy problem polega z jednej strony na tym, że największe koncerny wolą inwestować za granicą, a z drugiej strony, że społeczeństwo amerykańskie, przekonane przez ekologię, przyjmuje coraz bardziej tak zwana postawa BANANOWA (nie buduj absolutnie niczego, gdziekolwiek blisko wszystkiego)…
Nie możesz mieć masła i pieniędzy na masło, w wyniku czego cena benzyny będzie nadal rosnąć...
Widziany: http://www.econologique.info/index.php/ ... boursorama
ps: jeśli kk1 zrozumiał postawę BANANA, kilka wyjaśnień byłoby mile widzianych Czy to byłyby amerykańskie ubytki?