sicetaitsimple napisał:bardal napisał:Wiarygodne dane liczbowe z roku 2015 są dostępne tutaj:
Dziękuję ze źródła, ale nadal możesz mi odpowiedzieć, że źle zinterpretowałeś wykres, nie ma się czego wstydzić!
Zwłaszcza w przypadku tego źródła, jeśli będziemy trzymać się drogi i oleju napędowego, o którym była mowa, w 2015 roku dochodzimy do 7,56 mln ton dla pojazdów powyżej 3,5 tony przy całkowitym zużyciu „drogowego” oleju napędowego. rzędu od 33 do 34MTeh. Raczej 25%.
Zaskoczyło mnie również „niskie” zużycie oleju napędowego w miejskim transporcie pasażerskim (0,29Te). Utwierdza mnie to w przekonaniu, że podmiana będzie robiona najlepiej na prąd / akumulator.
Krótko mówiąc, tego rodzaju przypadkowa debata na temat dokładnej wagi całkowitego zużycia samochodów ciężarowych w porównaniu z ogólnym zużyciem oleju napędowego interesuje mnie tylko umiarkowanie; przede wszystkim unika konieczności reagowania na znacznie ważniejszą debatę dotyczącą alternatywy dla wodoru i elektryczności ...
Wyjaśnijmy to:
- wszyscy wydają się zgadzać na zelektryfikowanie transportu lądowego i wydostanie się z węglowodorów; jest 500 TWh energii do zaoszczędzenia, wraz z CO2, który idzie w parze, czyli tyle samo co roczna produkcja energii elektrycznej dzisiaj.
- istnieją trzy alternatywy, każda z zaletami i wadami; Jest to zatem debata arbitrażowa, która powinna zostać przeprowadzona, a nie dręcząca o odpowiednich wagach tego lub innego środka transportu ...
- wydaje się pewne, że w przypadku pojedynczych pojazdów zasadnicze znaczenie ma rozwiązanie „akumulatorowe”, które może być związane z hybrydyzacją umożliwiającą odcinkowo długie podróże; Wada: poza ograniczeniem autonomii i ceny, przy obecnym stanie techniki nie są gwarantowane zasoby wydobywcze dla długoterminowego rozwiązania masowego. Ale możemy mieć nadzieję na rozwój (niektóre z nich są już w „blokach startowych”).
- w przypadku transportu publicznego oraz towarów miejskich i podmiejskich, albo rozwiązanie bateryjne (te same wady, co w przypadku pojazdów prywatnych), albo rozwiązanie bezpośredniego zasilania (takie jak już duży udział publicznego transportu miejskiego) typu tramwajowego lub trolejbusowego (wózek jest dobry mniej kosztowne w inwestycji) z opcją dodania małej baterii dla większej elastyczności. Problemem nie jest „glamour” czy nie (tramwaj przeżywał okres odczarowania zanim został uznany), modowy czy nie, to czysty problem wydajności. Osobiście całkowicie skłaniam się ku wózkowi + rozwiązaniu hybrydowemu, niezbędna inwestycja nie jest większa niż akumulatory, ale jest dużo trwalsza ...
- w przypadku transportu ciężkiego „długodystansowego”, gdzie rozwiązanie bateryjne jest prawie niemożliwe, pozostaje jedynie bezpośrednie rozwiązanie zasilające lub użycie pośredniego wektora (wodór, niektórzy mówią, że metan); Krytykuję te wektory z jednej strony za konieczność utworzenia sektora ex nihilo (a więc bardzo długiego tworzenia, bardzo kosztownego przy ograniczonym użytkowaniu), z drugiej zaś przede wszystkim za znaczące marnotrawstwo energii. proces elektroenergetyczno-wodorowo-elektroenergetyczny nie przekracza wydajności 0,25 (prawdopodobnie 0,3 w najlepszych przypadkach), co jest nie do pogodzenia z ograniczoną dostępnością energii elektrycznej. Nawiasem mówiąc, czekanie piętnaście lat przed rozpoczęciem procesu dekarbonizacji transportu wydaje mi się o wiele za długie; wręcz przeciwnie, wszystko - materiały, energia, logistyka, marketing i industrializacja pojazdów - jest już dostępne dla rozwiązania „elektrycznego”, wystarczy tylko wola polityczna i programowanie.
- jeśli chodzi o wykonalność ekonomiczną, twierdzę, że masa finansowa reprezentowana przez import węglowodorów (wykorzystanych w 80% do zapewnienia transportu) wystarczy do zapewnienia niezbędnych inwestycji, a dodatkowymi korzyściami będzie przeniesienie produkcji i siły roboczej. Nie ma większego znaczenia, czy import ten pochodzi z 38 miliardów czy 50 (jak to miało miejsce od kilku lat); w każdym razie nie dążymy do trwałego spadku ceny ropy ...
Podsumowując, kalendarz, który sugerujesz (lata 70) wydaje mi się całkowicie nie do przyjęcia; 2050 wydaje mi się pożądanym i możliwym terminem, biorąc pod uwagę sytuację klimatyczną. Konieczne jest również, aby nie marnować czasu na bezużyteczne debaty.