Janic napisał
Tak więc zawsze przez analogię malarz lub malarze z Lascaux nie są bardziej zrozumiałi. Jedyne, co możemy wiedzieć, to prace, a nie autorzy, wszystko inne to tylko domysły.
Jak wspomniał Ahmed, rozumowanie przez analogię samo w sobie jest jednym z najsłabszych.
Jest oczywiście słabszy w pewnych okolicznościach, więc porównywanie zmarłych malarzy z żywymi jest słabe, bardzo słabe jako analogia. a więc:
Malarzy z Lascaux nie można już uchwycić, ponieważ nie żyją ... jeśli podejmiesz analogię z obecnym malarzem, twoje porównanie nie będzie już aktualne.
Jedynym centrum kontroli jest wieża kontrolna, a nie samolot, który jest kierowany przez tę wieżę (lub jednostkę, jeśli wolisz) za pomocą informacji (poza czasoprzestrzenią, jak powiedziałby Guillemant) i że komputer pokładowy lub pilot interpretuje zgodnie ze swoim planem lotu.
Tutaj mamy do czynienia z drugą wątpliwą analogią, że przeniesienie centrum sterowania z kokpitu do wieży kontrolnej nie zmienia problemu, tylko go przenosisz.
Co nie zmienia faktu, że to właśnie wieża kontrolna (to Ty powołałeś się na kontrolę) decyduje o ruchu lotniczym, a nie samoloty, ani ich pilot.My jesteśmy tymi samolotami, tymi lodówkami czy innymi produktami, które nic nie zawdzięczają przypadkowi , ani do samoorganizacji (materialnie nie do udowodnienia, jak wykazała analiza przywołanych prac), a tym bardziej do indeterminizmu, który jest tylko prostym przypuszczeniem wynikającym z braku wiedzy.
Jak już wspomniałem, pojęcie informacji poza czasoprzestrzenią wcale nie odnosi się do wielkiego architekta, ale do Całości nieprzejawionych możliwości.
Z czego nieuchronnie do możliwości wielkiego architekta, który ma być dokładnie poza tą czasoprzestrzenią i kosmologicznym horyzontem (a więc naszym widzialnym wszechświatem)
Na zewnątrz widzę niewielki związek między wszystkimi trajektoriami w czasoprzestrzeni z bóstwem, które dyktuje ludziom swój punkt widzenia.
Po prostu
comme wieża kontrolna dyktuje ruch lotniczy i gdyby każdy pilot robił, co mu się podoba, zrobiłby się wielki bałagan, słynny determinizm niezbędny dla spójności świata (to właśnie dzieje się obecnie, gdy każdy twierdzi, że jest wolny, aby robić to, co chce) chce i którego skutki widzimy)
Więc tak, oczekiwane materialne dowody, WEDŁUG KRYTERIÓW SPECYFICZNYCH TYLKO DLA MATERIALIZMU, nie mają zastosowania do tego „boga”, o którym mowa
Tutaj dokonujesz pomieszania, jak sądzę mimowolnego, między bogiem a metafizyką.
Nie mylę niczego, wręcz przeciwnie, ale po prostu nie jesteśmy w tym samym rejestrze refleksji. Ja rozumuję z tym, ty bez, więc nie kończymy z tym samym rezultatem.
Materializm nie uznaje istnienia poza, z powodu braku możliwości jego obserwacji i pomiaru (jednak współczesna fizyka teoretycznie sugeruje istnienie wszechświatów równoległych).
Oto krok, już!
Dokładnie
sugerować i teoretycznie że bóg kontroluje ten lub te wszechświaty, wynika z tego samego rozumowania. jest to rzeczywiście punkt widzenia, który jest wart każdego innego
Pozostaje to uczciwym stanowiskiem w tym sensie, że z braku dowodów każdy może coś wymyślić, powiedzieć i obalić.
To samo co w przypadku homeopatii! Materialiści chcą widzieć rzeczy
WEDŁUG ICH KRYTERIÓW, a nie zgodnie z rzeczywistością tych samych rzeczy, które ignorują lub chcą ignorować. Nie widzą ani nie znajdują niczego poza pewną obecnością, taką jak liczba Avogadro, więc nie ma nic poza tą liczbą. A jednocześnie fizycy zajmujący się mechaniką kwantową zadają sobie pytanie o materię lub energię, które czasem mogą być różne, a czasem to samo.
A jeśli metafizyka wywołuje ideę poza wiedzą z definicji niepoznawalną,
idea boga jest całkowicie oparta na faktach i może być dogłębnie przeanalizowana.
Nie możemy analizować (i według jakich kryteriów, przez kogo iw jakim celu ustalane?) tego, co przekracza nasze możliwości i możliwości fizyczne i intelektualne. Idea boga (która byłaby fałszywa z powodu ignorancji) prowadziłaby tylko do nonsensów, najlepiej jest zatem bezużyteczna, nawet jeśli niektórzy ryzykują to własnym kosztem.
Nie chodzi zatem o budowanie wizerunku, jak to czyniły religie,
ale przejść przez doświadczenie, żyć, który nie wchodzi w te intelektualne lub rzekomo takie rozważania.
Na przykład prosty fakt, że używasz terminu „Bóg” w liczbie pojedynczej i rodzaju męskiego, powoduje, że skłaniasz się ku wierze monoteistycznej.
Zarówno liczba pojedyncza, jak i rodzaj męski to tylko konwencje językowe, brak definicji rzeczywistości, tak jak mówi się o skarpetce (czy to będzie kobieta) lub skarpetkach.
Janic jest zatem monoteistą.
Lub mono-skarpeta! Kto wie!
W zakresie, w jakim Janic nie stworzył koncepcji monoteizmu, możemy zatem wywnioskować, że zainspirowała cię idea, której nauczono cię w pewnym momencie swojego życia.
Nie tworzę nic specjalnego! W rzeczywistości jestem dzieckiem moich rodziców, nie przez zamysł, przypadek czy niepokalane poczęcie, ale przez swoją rzeczywistość i każde dziecko, nawet niewykształcone, może powiedzieć to samo, i to na tyle, na ile może cofnąć się w swoim pokoleń do początku, który koniecznie miał miejsce i nie pochodził od małpy czy żaby (chyba że była to ropucha, ale to nieważne!)
Skąd biorą się jego pomysły? Ze starego testamentu, a dokładniej z genezy, az jakiego społeczeństwa pochodzi taki dokument, z jakiej epoki, od jakich autorów, z jakiej inspiracji? udzielenie odpowiedzi na jego pytania jest równoznaczne z odpowiedzią na genezę pojęcia boga.
Tak bardzo chciałeś wrócić! i masz wszystko źle!
Koncepcja, postulat boga nie jest powiązana z żadnym dziełem (niezależnie od tego, jaką wartość możemy nadać temu czy innemu) Dobrze odwołujesz się do Buddy i jego pisemnych lub ustnych świadectw, które również odpowiadają twoim pytaniom, co nie jest niczym więcej ani mniej niż inni mędrcy ze wszystkich okresów naszej historii. Każda kultura, bez względu na to, jak stara może być, przypisuje pochodzenie swojego istnienia jednemu lub kilku bóstwom (a więc nie-ludzkim), a nie tej cytowanej pracy.
Twoje niekończące się „analogowe chłodzenie” ditheringu
które są warte twojego!
są podporami dla przekonania, które chce trwać w swoim istnieniu, ponieważ trudno jest utrzymać przekonanie, jeśli nie ma się minimum argumentów mających na celu utrzymanie go w przetrwaniu.
To dyskurs filozoficzny, kiedy mówię i powtarzam, że odpowiedzi nie można znaleźć w pseudointelektualnych abstrakcjach, ale
w doświadczeniu życiowym (które generuje przekonanie, które się udaje, a nie które poprzedza), indywidualnie i rzadziej zbiorowo. Ale najwyraźniej tak nie jest w twoim przypadku, a następnie dokonujesz uogólnienia, które potwierdza twoją ignorancję.
Masz więc odpowiedzi, zanim jeszcze zastanowisz się nad pytaniami.
Naprawdę masz innych za głupców, jak zwykle!
„Tworzymy naukę za pomocą faktów, takich jak tworzenie domu z kamieniami: ale gromadzenie faktów nie jest już nauką, a stos kamieni to dom” Henri Poincaré